Translate

wtorek, 23 kwietnia 2013

V- Tatuś

To były dwa długie dni. Spędziłam je przed telewizorem, pozostały czas wykorzystałam na spanie. Już taka byłam, leniwce przy mnie wysiadają. Ale jeśli chodzi o koncerty to nigdy nie odmawiałam. Moje podekscytowanie potęgował fakt iż w tym małym, ciasnym klubiku miałam szansę na zobaczenie Muse. Cóż, rzeczywiście można nazwać mnie muserką. Kiedy słyszę choćby pierwsze nuty ich piosenek, kolana same mi się uginają- nic na to nie poradzę.
W piątek znowu obudziłam się po 12. Z Jimem umówiłam się godzinę przed koncertem o siódmej. Postanowiłam trochę się przygotować w końcu byłam już w pełni sił, wypadało się "odwalić". Rozum podpowiadał mi żebym ubrała t-shirt i jeansy, w końcu cały wieczór miałam skakać pod sceną. Niestety jak to zwykle bywa serce zwycięża nad rozumem. Tak więc chwilę przed czasem byłam już gotowa do wyjścia w mojej ulubionej sukience z kołnierzykiem. Kołnierzyk? Na koncert? Geniusz. Dobrze, że chociaż założyłam wygodne trampki.
- ślicznie wyglądasz- powiedział Jim, po czym obejrzał mnie wzdłuż i wszerz. Uwielbiałam kiedy to robił i nie wynikało to z mojej próżności a raczej z radości jaką mi sprawiał. Zawsze gdy to robił myślał, że niczego nie zauważam choć jego oczy świdrowały mnie jak skaner.
- dzięki, miło cię wreszcie zobacz..- kiedy kończyłam zdanie on zdążył pochwycić mnie w pasie i przysunąć do siebie.  Dotknął palcem mojego policzka, miał zimne dłonie. Poczułam dreszcz, wtedy złapał mnie jeszcze mocniej a ja zdałam sobie sprawę, że zaczynam się czerwienić. Nie czekając długo pierwsza przysunęłam wargi do jego ust. Teraz poczułam przyjemne ciepło, które od jakiegoś czasu było najprzyjemniejszym ciepłem jakiego doznawałam. Kiedy odsunęliśmy się od siebie spojrzałam na zegarek.
- o matko uciekł nam autobus. Nie ma mowy żebyśmy stąd doszli tam na czas!
- spokojnie, ja coś wymyślę.- po czym odszedł aby po chwili przyjechać miętowym kabrioletem.
- t-to twoje?- zapytałam nie odrywając wzroku od błyszczącej karoserii.
- tak jakby. Dziś jest moje, nasze.- dokończył puszczając mi oczko.-wsiadasz, mamy jeszcze trochę czasu, to co, mała wycieczka krajoznawcza?-zapytał unosząc brew
- no ba!
I ruszyliśmy. W tym czasie zdążyłam zobaczyć niewiele, ale teraz naprawdę nie było to ważne. Kiedy dojechaliśmy na miejsce w pobliżu Rebel Pub kręciło się już sporo ludzi, choć informacja o Muse była słabo rozpowszechniona.
Weszliśmy do środka, panował lekki zaduch, powietrze pachniało papierosami i tanią whiskey. James stanął daleko od sceny, ja nie zważając na niego starałam się przecisnąć jak najbliżej. Nagle światła zgasły a na malutką scenę weszli Oni. Co to był za koncert! Same największe hity. Skakałam jak opętana. Przed ostatnim bisem zrobiło się cicho, zaczęłam rozglądać się za Jamesem, ale on jakby wyparował. Zaczynałam się martwić. Ale chłopcy nie zwalniali tempa ostatnią piosenką było Bliss, które po raz pierwszy usłyszałam w wersji 8- minutowej. "We're love you! Cheers!"- ostatnie słowa Dominica. Po nich stało się to co przeczuwałam od początku- rozdawanie autografów. Pamiętałam o słowach Jima, ale pokusa była tak wielka! Jednak zrezygnowałam, chciałam iść poszukać mojej zguby, było mi wstyd, że zostawiłam go samego. Kierowałam się już do wyjścia, gdy nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- hej! Zatrzymaj się!- krzyczał nieznajomy
Zignorowałam go, ale po chwili złapał mnie za nadgarstek. Byłam przestraszona, ale odwróciłam się żeby go wyzwać, po raz kolejny w tym tygodniu doznałam szoku, byłam pełna podziwu, że moje serce nadal to znosiło. To był on. Ten jedyny, we własnej osobie- Matt Bellamy- teraz byłam tego pewna. Na wszelki wypadek jednak spojrzałam na ubranie, to samo miał na sobie podczas występu. Przez chwilę patrzyłam się w dal jakbym żyła w swoim świcie, on jednak pomachał mi ręką przed oczami i powiedział:
- hej, jesteś tu. Heh, jesteś o wiele ładniejsza niż on mi opowiadał, szczęściarz- dodał puszczając oczko
- aa.. ja dzięki w sumie ty, dzięki..
- eej, wszystko ok? Myślałam, że zdążysz się do tego przyzwyczaić-dodał uśmiechając się
- ja do czego ja mam.. Chwila, do czego mam się przyzwyczaić, o co panu..Matt..tobie chodzi?
- Alice, przecież ty..
- skąd znasz moje imię?!- mówiłam już prawie histerycznym głosem
- no on mi powiedział, chciałem wiedzieć..
- jaki ON do cholery?!- krzyknęłam tak głośno, że zauważyli nas fani i zaczęli oblegać Matta. Wśród nich nalazł się także James. Podbiegł szybko.
- chodźmy stąd, teraz- James złapał mnie za pas i zaczął ciągnąć do wyjścia. W ostatniej chwili zdołałam usłyszeć słowa Matta:
-  dlaczego idziecie? Jim, powiedziałem coś nie tak?
- tato, ja...-wtedy James spojrzał na mnie. Musiałam w tym momencie wyglądać bardzo źle, bo nawet fani krzyczący o autografy i zdjęcia ucichli. Czy aby na pewno dobrze usłyszałam? Ziemia zaczęła osuwać mi się pod nogami, świat zaczął obracać się w szybkim tempie. Poczułam zimno podłogi. Zemdlałam.

6 komentarzy:

  1. No ładnie, to ile w końcu pan B. ma dzieci??? Hehe zagięłaś mnie tym rozdziałem :)
    Zapraszam do siebie, dodałam nowy rozdział :)
    Emilien

    http://draw-another-picture.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest świetny. Zwłaszcza końcówka powala. Zupełnie się tego nie spodziewałam. To musiał być naprawdę niezły szok. Ale Matt w roli przyszłego teścia... :D
    Nominowałam Cię do Versatile Blogger Award :)

    http://panic-station.bloog.pl/id,334195686,title,Versatile-Blogger-Award,index.html

    No i również zapraszam na nowy rozdział u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki^^ Jak na razie pomysłów nie brakuje a wyobraźnia jest ogromna. Podczytywanie innych blogów bardzo pomaga! Mam nadzieję, że zawita tu więcej takich pozytywnych ludzi;d

      Usuń
    2. łeeee no jak tak to mnie się pozostaje tylko głupio cieszyc :D
      co zresztą ostatnio robię czesto :D
      mam nadzieję że rozdziały bedą się pojawiać jak najczęściej :D
      i jeżeli to nie problem to powiadom mnie ok?
      z góry dziekuję :D

      Usuń
  3. Ja również zapraszam po odbiór wyróżnienia :)
    http://draw-another-picture.blog.onet.pl/

    Emilien

    OdpowiedzUsuń