Translate

środa, 8 maja 2013

IX- "Sunrise sunset"

Noc

Byłam przerażona. Wiedziałam, że ta noc będzie naszą pierwszą wspólną a równocześnie i moją. Za chwilę miałam zdać egzamin z dojrzałości, dlaczego bałam się jak dziecko? Chciałam coś powiedzieć, ale James koniuszkami palców dotknął moich warg. Jego oczy zdawały się mówić "nie martw się ja się wszystkim zajmę". Wiedziałam, że też coś muszę zrobić. Położyłam drżącą dłoń na jego policzek a on ponownie mnie pocałował, napawałam się miękkością i ciepłem jego warg. Przesunęłam dłoń na jego kark, działałam instynktownie, przyciągnęłam go do siebie. Nasz pocałunek stał się gwałtowny, Jim jednym ruchem zerwał ze mnie sukienkę i rzucił ją za siebie, po chwili nic mnie nie okrywało. Przywarliśmy do siebie mocniej, rozchyliłam usta czekając na jego następny krok, spojrzał mi prosto w oczy. Pierwszy raz tak na mnie patrzył.  Przytuliłam się do jego piersi i pocałowałam go w obojczyk następnie szyję. Wyczułam że zaczynają mu drgać mięśnie, jak pod wpływem łagodnego wstrząsu elektrycznego.  Cicho jęknęłam, poczułam ból. Odchyliłam głowę do tyłu, Jim napierał na mnie bardzo delikatnie choć coraz szybciej. Mijały ułamki sekund a ja czułam się lepiej, o wiele lepiej...Słyszałam jego cichy, szybki oddech. Przez mgnienie oka mój wewnętrzny głos ostrzegł mnie, że to co robię jest błędem i niewybaczalną głupotą, że to nie jest właściwy moment. Byłam pewna, że go kocham, ale nie wiedzieć czemu właśnie wtedy przypomniały mi się słowa mamy: "to jest najpiękniejszy prezent jaki możesz ofiarować mężczyźnie, bądź pewna". Na szczęście było już za późno, oboje czuliśmy to samo pragnienie, tę samą namiętność. Teraz nic nie mogło nas powstrzymać. Poddałam się mu, odganiając wszelkie inne myśli, zatracając się w pożądaniu, nad którym nie panowaliśmy. Starałam się być cicho, ale po chwili mimo woli wykrztusiłam jego imię. Wtedy poczułam uderzenie gorąca i momentalnie zmieniałam naszą prawie marmurową pozycję. Teraz ja byłam na górze, czułam że mogę zrobić wszystko. Zobaczyłam uśmiechniętą twarz Jamesa, miał zarumienione policzki. Nie wiem kiedy moje ręce z jego piersi powędrowały ku górze. On chwycił mnie w pasie. Wygięłam się, ustaliśmy i przez moment pozostaliśmy w tej pozycji. Dłuższy oddech Jamesa odbił się echem w mojej głowie, pochyliłam się i zamknęłam mu usta pocałunkiem. W tym momencie nie odrywając warg ułożył mnie obok siebie nachylając się nade mną. Wtedy po raz kolejny spojrzał mi w oczy, świecące niebieskie tęczówki świdrowały moją twarz. Dotknął ustami mojego ucha i wyszeptał ciężko oddychając "kocham cię". Byłam zmęczona, spocona, miejscami obolała, ale to nie było ważne. Leżałam wtulona w mężczyznę, którego kochałam. Jego kościste palce przeczesywały moje włosy. Tak bardzo chciałam dłużej nacieszyć się tą chwilą, jego delikatny dotyk pozwolił mi zasnąć.

Poranek


Obudziły mnie promienie słońca padające na moją twarz. Z przymkniętymi powiekami zaczęłam uderzać ręką miejsce obok mnie na oślep szukając Jamesa. Otworzyłam oczy, byłam sama. Czyżby to był tylko sen? Po chwili ujrzałam na podłodze moją sukienkę i oderwane od niej guziki rozrzucone po całym pokoju. Uśmiechnęłam się do siebie ponownie zamknęłam oczy i starałam się przypomnieć najciekawsze momenty ubiegłej nocy. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Natychmiast rzuciłam się do szafy, byłam kompletnie naga. Znalazłam jakąś spraną koszulkę Nirvany i przerzuciłam przez głowę.

- mogę wejść?- Zapytała Kate
- yym..już chwilkę...Dobra wchodź.- Wreszcie miałam coś na sobie.
Blondynka weszła do pokoju, najpierw uważnie przyjrzała się podłodze następnie skierowała wzrok na mnie i roześmiała się.
- dlaczego się śmiejesz?- Spytałam poirytowana.
- może spójrz w lustro, wtedy zrozumiesz- Dodała z uśmiechem.
Obróciłam się do dużego stojącego lustra i sama dostałam ataku śmiechu. Owszem miałam na sobie koszulkę Nirvany, ale oprócz tego jedną skarpetkę, męskie szorty, roztrzepane włosy i resztki makijażu. 
- wiesz za chwile robię śniadanie, jak chcesz to dołącz do mnie na dole?- Zapytała Kate z nieschodzącym z twarzy uśmiechem
- nie wiem, czekaj muszę tu jakoś..- Nie pozwoliła mi skończyć
- to dobrze, ja czekam w kuchni a ty się tu ogarnij!- Powiedziała już korytarza
Po chwili spędzonej w łazience schodziłam już na parter.
- o, witaj! Szybko się uwinęłaś. Nie będzie ci przeszkadzało jak zje z nami Bing?- Zapytała
- nie to żaden problem, ale gdzie są wszyscy?
- próba- Nie musiała tłumaczyć.
Dała synkowi małą zieloną miseczkę z lepką, pomarańczową zawartością. Sama zasiadła naprzeciwko mnie nakładając nam jajecznicy. Była wyśmienita. Blondynka podniosła gazetę i łzy nabiegły jej do oczu.
- co się stało?- Zapytałam szybko
- znowu, znowu to samo.."nieodpowiedzialna Hudson, kolejny mężczyzna-kolejne dziecko, kiedy zostawi lidera Muse, czy jest w stanie wychować syna?". Już mam tego dosyć! Nie mam już siły dalej się tłumaczyć jeśli i tak następnego dnia usłyszę to samo..- Płakała tak rzewnie, że łzy uderzające o stół zaczęły tworzyć plamę.- dlaczego mi to robią? Staram się jak mogę a oni tylko..- Pociągnęła nosem jak dziecko i schowała twarz w dłoniach
- oni żerują na takich jak ty- Starałam się ją uspokoić.- musisz być silna, każdy wie, że nic z tych bredni nawet nie zahacza o prawdę-Sama miałam łzy w oczach.
Kate podniosła się, spojrzała na mnie wytarła oczy i zmieniła temat.
- chciałam cię przeprosić za wczoraj, wiem że miałaś bardzo nieprzyjemna rozmowę z Mattem, to przeze mnie.  
- nic się nie stało, rozumiem cię.- Starałam się być miła
- wiem, że to nie był dobry początek. To nie jest zależne ode mnie jestem zazdrosna, nawet bardzo. Dominic, Chris i reszta śmieją się ze mnie, a ja po prostu kocham Matta. Każdego dnia kiedy nie jest obok zastanawiam się czy przypadkiem nie podrywa go jakaś asystentka albo fanka. To powoli zamienia się w paranoję, wiem..Najchętniej rzuciłabym to wszystko i przeprowadziła się z nim i małym daleko stąd.
- ale Matt, jego zespół..?
- to jedyne co powstrzymuję mnie od powiedzenia mu tego, bo wiem że jeśli zaproponowałabym to bez sprzeciwu pojechałby ze mną, ale kiedy byłam na jego koncercie, tysiące fanów, ich oczy wlepione tylko  w niego. Nie mogłabym tego zrobić. Muzyka to jego miłość i choć czasem nie potrafię zrozumieć dlaczego wybiera próbę a nie śniadanie z synem to nie miałabym serca mu tego odbierać.
Po wypowiedzeniu ostatniego zdania wstała, zabrała małego i wyszła na taras pozostawiając mnie samą. Ja przez chwile myślałam nad jej słowami, było w nich coś prawdziwego, autentycznego. Te słowa zmieniły diametralnie mój stosunek do Kate Hudson. Ona nie była zadufaną w sobie gwiazdeczką jak sądziłam na początku. Było mi jej żal, patrząc przez oszklone drzwi na nią i małego Binga myślałam też o sobie. Czy rzeczywiście życie w świetle reflektorów jest takie ciężkie? Jeśli nawet tak twarda kobieta jak Kate nie daje rady to co się stanie ze mną i Jamesem?

wtorek, 7 maja 2013

VIII- Tak niezręcznie

Usiadł przy mnie obok łóżeczka Binga. Przez dobrych parę minut patrzyliśmy jedynie na dziecko.
- cudowny chłopiec, jest taki otwarty i ufny. Od razu cię polubił. Chodź stąd, nie budźmy go.- Powiedział, wstał i razem poszliśmy na taras.
Była ciepła, gwieździsta noc. Usiedliśmy na drewnianej ławce i zapatrzyliśmy się w niebo. Po chwili Matt zaczął rozmowę.
.- przepraszam cię za Kate, ona czasami przesadza, ale wiesz, ona cie polubiła, sama mi to powiedziała.
- spokojnie, nic się nie stało, ja ją rozumiem.
- jest wymagająca, ale kocham ją- Kontynuował nie zważając na mnie.- to ona pierwsza dowiedziała się o tobie. Pierwsza porozmawiała z Jamesem.
- nie musisz się tłumaczyć, z czasem wszystko się ułoży.
- tak, ale chciałem żeby to pierwsze wspólne spotkanie było niezapomniane, żebyśmy wszyscy się dobrze czuli. James bardzo się przejął, zależy mu na tobie. Przez te parę miesięcy od kiedy cię poznał nie poruszał innego tematu. Jakakolwiek rozmowa zawsze kończyła się na tobie.
- to..- Nie pozwalał mi dojść do słowa.
- posłuchaj- Spojrzał mi w oczy.- on bardzo cię kocha i wiem że ty odwzajemniasz to uczucie. Choć przez 17 lat byłem dla niego obcą osobą, jestem jego ojcem. Za kilka miesięcy biorę ślub z Kate. Wszystko ma swoje miejsce, swój porządek.
- do czego zmierzasz?- Powoli zaczęłam blednąć, rozmowa przestała być zwykłą pogawędką.
- do niczego, chce tylko abyś wiedziała, że każdy nasz gest, słowo, wszystko ma znaczenie i może zmienić porządek rzeczy.
- chyba nie myślisz, że ja..?
- nie wiem, nie znam cię. Po prostu widzę.. ja widzę jak mi się przyglądasz.
Nerwowo wstałam, momentalnie łzy napłynęły mi do oczu. Poczułam, że zaczynam dostawać rumieńców.
- o czym ty mówisz?!- Krzyknęłam
- ciszej..- Przyłożył palec do ust i wstał.- nie jestem głupi. Nie zaprzeczaj, bo dobrze wiesz o czym mówię. To nie jest komfortowa sytuacja, zdaję sobie z tego sprawę.
- myślisz, że zadurzyłam się w tobie!? Pogięło cię!! Musiałabym być nienormalna! Przyznaję, na twój widok serce zaczyna mi szybciej bić to prawda, ale tak samo działa na mnie Dominic, Chris, Tom, Morgan. To wcale nie znaczy, że zamierzam do was wszystkich zarywać! Sam to wymyśliłeś?!
- ja.. Kate mówiła..
- ona jest o ciebie zazdrosna, nie widzisz tego? To przemiła dziewczyna, ale gdy ktoś pojawia się w pobliżu ciebie ona przestaje myśleć logicznie.
- muszę... muszę iść..- Powiedział i odszedł szybko. Był tak zarumieniony, że kolorem twarzy pokrywał się ze swoja czerwona koszulą.
Ja przysiadłam na ławce i poukładałam sobie nasza rozmowę od początku. Po chwili zaczęłam śmiać się sama do siebie. Nagle zobaczyłam, że okno na pierwszym piętrze otworzyła Kate. Światło zapaliło się i rozpoczęła się bardzo głośna dyskusja. "Co ty mi nagadałaś? Matko, zrobiłem z siebie pośmiewisko.", "Przestań, to było oczywiste", "Chyba w twojej głowie! Wariatka..", "Ale przecież..","Koniec z tym, jutro pogadamy, bo jeszcze nas usłyszy","Przepraszam, ech jutro ją przeproszę.", "Dobra, co było to było, no chodź tu nie płacz głupia..". Po chwili wróciłam do sypialni z uśmiechem na ustach. Jak oni mogli tak pomyśleć? Popatrzyłam na śpiącego już Jamesa. Leżał na brzuchu, przykryty do połowy. Położyłam się obok i przeczesałam palcami jego zmierzwioną czarną czuprynę.Otworzył oczy i przyciągnął mnie do siebie. "Kocham cię"- szepnął mi do ucha i zaczął mnie całować. Po chwili jego zwinne dłonie rozpinały już guziki mojej sukienki. Nie, wtedy zrozumiałam, że nie jest podobny do ojca. On był jedyny w swoim rodzaju, tylko mój.

VII- Pierwsze spotkanie

Przed samymi drzwiami do salonu Jim pozwolił mi stanąć na nagach. Byłam bardzo podekscytowana prawie rozhisteryzowana. James ukląkł, złapał mnie za ręce i powiedział:
- musisz się uspokoić, nie chciałbym abyś mi znowu zemdlała- Uśmiechnął się zamykając swoje błękitne oczy, za każdym razem kiedy to robił miękły mi kolana.- mam nadzieję, że ich polubisz?
- ja ich?!- Prawie krzyknęłam.- ja tu się martwię czy im się spodobam, czy jestem wystarczająco dobra a ty się pytasz czy ja..? Chwila....a jak rzeczywiście mnie nie polubią? O boże, nie mogę, ja... ja tam nie wejdę, wracam do domu.- Powiedziałam ze łzami w oczach.
- jak zwykle przesadzasz i bardziej martwisz się o innych. Nie ma mowy!-  Chwycił mnie za rękę i pociągnął przez pięknie zdobione białe drzwi.
Kiedy weszłam do środka przez chwilę panowała niezręczna cisza. Stałam na środku i czułam, że wszystkie spojrzenia kierują się na mnie. Chciałam uciec, zamknąć za sobą drzwi i więcej tam nie zaglądać. Popatrzyłam po twarzach moich obserwatorów, były pełne współczucia. Dopiero spoglądając na wiszące na ścianie lustro zrozumiałam dlaczego. Byłam blada i rozdygotana- wyglądałam strasznie. Przed moimi oczyma siedziały gwiazdy światowego formatu a przed nimi stałam ja-nie wyglądało to dobrze. Wszystko trwało sekundy, pierwszy podbiegł do mnie Dominic Howard. Momentalnie zrobiło mi się gorąco.
- cześć! Miło cię wreszcie zobaczyć- Przycisnął mnie do siebie. Przez chwilę nie mogłam złapać tlenu.-co tak stoisz, chodź do nas!
Zaprowadził mnie do reszty. Każdy po kolei podchodził i ściskał mnie z całej siły. Najpierw Chris potem Tom, Morgan, Kate nawet malutki Bing próbował dosięgnąć moich rąk. Na koniec został Matt. Objął mnie ramionami, poczułam chłód jego dłoni na karku. Przeszedł mnie dreszcz. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie.
- fajnie, że wreszcie wróciłaś śpiąca królewno- Uśmiechnął się.- To co opowiesz nam coś o sobie, zżera nas ciekawość?
-...ja, tak..hmm..- Nie mogłam wykrztusić słowa. Zapomniałam jak się mówi, co się ze mną stało? Byłam zapatrzona w Matta jak w obrazek. Na chwilę zamknęłam oczy i obróciłam się do reszty. Zobaczyłam minę Kate.- przepraszam, muszę się do was przyzwyczaić. Więc od czego mam zacząć?- Dodałam z wymuszanym uśmiechem i kurczowo chwyciłam Jamesa za dłoń.
- większość informacji już znamy, Jim jest bardzo wylewny emocjonalnie- Zakpił Dom- brzmi to trochę jak pytanie w biurze matrymonialnym, ale mogłabyś nam się pokrótce przedstawić?
- chwila, może coś do picia, jesteś głodna?- zapytała z uśmiechem blondynka
- nie, dzię...- Nie zdążyłam dokończyć, Kate odpowiedziała za mnie.
- na pewno jesteś głodna, zaraz coś przygotuję.
- ty?! Hahhaa, ty wodę na herbatę przypalasz!- Zaśmiał się Matt a wraz z nim pozostali.
- zamknij się Bells, do kuchni, ze mną, już!- Dało się wyczuć, że blondynka nie mogła powstrzymać nerwów.
Para szybkim krokiem wyszła z salonu, ja zostałam z resztą. Usiadłam pośrodku kanapy z roześmianym Bingiem na kolanach.
- no, no pierwszy dzień, pierwsze spotkanie a pani Hudson już zazdrosna to chyba rekord!- Zaśmiał się Tom.
- daj spokój, przecież ja nic nie zrobiłam, naprawdę jest zła?- Próbowałam się tłumaczyć
- ona jest bardzo specyficzna, że tak powiem, wczoraj na przykład była zazdrosna o Dominica- Dodał Morgan i puścił oczko do Doma.
- taak, pamiętam hahaha! Nie można się nią przejmować.- Powiedział blondyn z szerokim uśmiechem.
Rozmawialiśmy przez długi czas. O muzyce, zespole, o mnie, o Polsce. Rozmawialiśmy do momentu kiedy Bing usnął mi na kolanach. Przez cały ten czas Kate i Matt nie zaszczycili nas swoją obecnością, bo jak określił to w bardzo metaforyczny sposób Chris "przepraszają się". Zrozumiałam to i uśmiechnęłam się zawstydzona. Dla nich rozmowy o życiu erotycznym nie były nowością, było to normalne i w pełni akceptowane. Kiedy gadaliśmy mieliśmy też okazję spróbować angielskich fast-foodów, Dom zamówił pizzę i chińszczyznę. Ekipa zaczęła się powoli wykruszać. Pierwsi poszli Morgan i Chris, potem Tom. Na końcu bardzo serdecznie pożegnałam się z Domem, który, mimo że polubiłam wszystkich, najbardziej przypadł mi do gustu. W salonie zaczęło robić się ciemno, mały Bing skulony niczym kotek pochrapywał cichutko. James objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
- i co, po co był ten strach?- Zapytał czule.
- wiem, ale mimo tego nie wszystko się udało. Kate, ona mnie chyba nie za bardzo.. toleruje.
- hmm.. Słyszałaś chłopaków, ona nie toleruje nikogo kto jest choć trochę lubiany przez Matta. Żebyś widziała jej minę jak pierwszy raz przyjechałem tutaj i całe dwa dni przegadałem z tatą. Gdyby mogła rozszarpałaby mnie na strzępy, ale minęło trochę czasu i choć nadal nie jestem jej ulubieńcem to przyzwyczaiła się do faktu, że Matt ma drugiego syna. Ciebie też z czasem zaakceptuje.
Popatrzyłam się na Jima, spojrzałam w jego piękne niebieskie oczy. Pomyślałam jak bardzo podobny jest do ojca. Poczułam ścisk w żołądku, dlaczego Kate jest o mnie zazdrosna, ma powody? Miałam mętlik w głowie, z zamyślenia wyrwał mnie dopiero pocałunek Jamesa. Bez słowa pomógł mi wstać i z dzieciątkiem na rękach poszłam za nim do dziecięcej sypialni. Kolorowy pokoik był bardzo przestronny i jasny. Jim poszedł do łazienki a ja zostałam z małym. Usłyszałam, że ktoś otworzył drzwi myśląc, że to James obróciłam się z szerokim uśmiechem. To był Matt.

sobota, 27 kwietnia 2013

VI-Pierwsza miłość Matta

Obudziłam się w łóżku, byłam po czubek nosa przykryta ciepłą, pachnącą pościelą. Rozejrzałam się po pokoju, spokojnie można by powiedzieć, że mieszka tu królowa. W tym przypadku nie było to przesadą, czerwone lśniące zasłony, tkane dywany, eleganckie białe meble i to łóżko z wielkim baldachimem. Naprawdę, obok mnie mogła położyć się Elżbieta II. Zobaczyłam, że mam na sobie czarny, atłasowy szlafrok. Był założony na moja sukienkę, ale prezentował się sto razy lepiej niż ona. Nagle do pokoju wszedł Jim i wtedy wszystko sobie przypomniałam. Usiadł na krańcu łóżka, lekko mnie popchnął abym się położyła i pocałował mnie w czoło.
-co to miało być?!- krzyknęłam
-spokojnie, nie możesz się denerwować. Lekarze mówią, że musisz leż..
-mam w dupie lekarzy! Co ty sobie wyobrażasz? Kim ja jestem, kukiełką, lalką do zabawy, że można mnie okłamywać i manipulować mną?!- byłam rozhisteryzowana, chciałam wstać i dać mu w twarz
- błagam, usiądź, ja ci wszystko wyjaśnię, chcę tylko..
- nie, mów teraz, ja czekam!
-tak Matt jest moim ojcem wiem nie powinienem był..
-nie, od początku, błagam- uspokoiłam sie trochę. James połozył się obok mnie i objął mnie ramieniem, następnie zaczął swoja opowieść
-  Więc, wszystko zaczęło się w Teignmouth. Kiedy mój ojciec miał 14 lat do miasteczka przeprowadziła się  Ann. Ona miała 15 lat, od razu przypadli sobie do gustu. On grywał na gitarze ona kochała pisać wiersze. Często razem tworzyli piosenki. Byli nierozłączni. Ojciec założył zespół, to były początki,a jak wiadomo one są najtrudniejsze. Pewnego dnia pojechali razem pod namiot nad jezioro. Przeżyli wspaniałe chwile jak mówiła matka najlepsze w jej życiu, ale trzeba było powrócić do rzeczywistości. Mówiła, że ojciec proponował jej aby uciekli, mogliby podróżować po całym świecie przez całe życie, wiedziała jednak że wtedy zostawiłby zespół i wszystkich przyjaciół. Okazało się jednak, że mama wraca z wyjazdu jak mawiała "nie tylko z cudownymi chwilami"-tu uśmiechnął się do mnie i puścił oczko, ja zrozumiałam aluzję- no tak, byli młodzi, matka miała zaledwie 18 lat ojciec 17. On zaczynał karierę, wyjazdy, koncerty, płyty. Dziecko zaprzepaściłoby jego marzenia. Matka podjęła decyzję, że ucieknie i zostawi miłość swojego życia dla jego dobra. Matt miał wyjeżdżać do innego miasta, szukał mamy przez miesiąc, zrezygnował z wyjazdu i nie chciał dalej grać. Potem dostał list: "przykro mi, nie jesteśmy stworzeni dla siebie, kocham innego ~ Ann". Ojciec kompletnie się załamał. Chciał o niej zapomnieć, ale nie umiał. Po kolejnych ośmiu miesiącach ja przyszedłem na świat. Wychowywałem się bez taty, matka nigdy nie spotkała lepszego mężczyzny, albo może po prostu nie chciała? Przez całe dzieciństwo mówiła mi że mam wspaniałego tatę, tatę superbohatera, który jest potrzebny innym, ale mnie kocha najbardziej. Po siedemnastu latach, w ubiegłym roku mama zmarła. Wada serca, nie do wyleczenia. Wtedy po blisko 18 latach nienawiści do ojca, który mnie zostawił, znalazłem listy, cały wór listów od niego. On dobrze wiedział, że mama jest w ciąży. Wysyłał je pod stary adres a stamtąd wysyłała je do nas babcia. Pisał w nich jak bardzo kocha Ann, jak bardzo chcę zobaczyć mnie i uściskać nas oboje. Że będzie pomagał nam i dawał nam co potrzeba. Wszystkie prezenty były od niego. Pierwszy wózek, pierwszy rower, łózko piętrowe. Rozpieszczał mnie a ja nawet o tym nie wiedziałem. Matka starała się chronić mnie, ja jednak musiałem się z nim spotkać. To on mnie znalazł.  Rok temu po pogrzebie mamy dostałem bilet lotniczy do Włoch. Tam 'poznałem' ojca. Tydzień łowiliśmy ryby, pływaliśmy, leżeliśmy na plaży i oczywiście rozmawialiśmy. Wtedy dowiedziałem się, że gość którego słucham codziennie, na którego koncert mógłbym pójść na koniec świata to mój ojciec. Od roku mieszkam z nim, jego synem i narzeczoną.
To wszystko, przepraszam wiem wcześniej powinienem to powiedzieć, ale  ludzie traktują mnie inaczej. Ty polubiłaś mnie nie wiedząc kim jestem i czyim jestem synem. Wiem to jest tak jakbym chciał cię sprawdzić, ale uwierz mi jakbyś była na moim miejscu z tymi genami i taką twarzą tez byś tak zrobiła.
-...boże, wybacz mi, ja nie powinnam krzyczeć, ale to podobieństwo, wybacz mi moją reakcje
-wiem,kiedy byłem dzieckiem mama zawsze mówiła mi że w środku jestem jak ona, ale wyglądam jak mały tatuś, im stawałem się starszy tym bardziej go przypominałem. Przez pewien czas nosiłem okulary i raczej późno zaczęto mnie porównywać do Matta.
- mieszkasz tutaj z nim i..
- jego narzeczoną Kate i synem, ślicznym małym Bingiem
- mogę ich poznać?
-wiesz dziś nie są sami, trochę osób jest w pokoju, czekają na ciebie
-na mnie?
-no tak, jesteś moją dziewczyną, są bardzo ciekawi jaka jesteś, no dobra chwila rozmowy nie zaszkodzi- po czym wziął mnie na ręce i wyniósł z pięknej sypialni Jak się okazało dom był ogromny. Zanim dotarliśmy do wielkich drzwi od salonu przeszliśmy, a raczej Jim przeszedł, co najmniej dwa kilometry. Czego mogłam się spodziewać po tej rodzinie i kogo miałam jeszcze spotkać?

wtorek, 23 kwietnia 2013

V- Tatuś

To były dwa długie dni. Spędziłam je przed telewizorem, pozostały czas wykorzystałam na spanie. Już taka byłam, leniwce przy mnie wysiadają. Ale jeśli chodzi o koncerty to nigdy nie odmawiałam. Moje podekscytowanie potęgował fakt iż w tym małym, ciasnym klubiku miałam szansę na zobaczenie Muse. Cóż, rzeczywiście można nazwać mnie muserką. Kiedy słyszę choćby pierwsze nuty ich piosenek, kolana same mi się uginają- nic na to nie poradzę.
W piątek znowu obudziłam się po 12. Z Jimem umówiłam się godzinę przed koncertem o siódmej. Postanowiłam trochę się przygotować w końcu byłam już w pełni sił, wypadało się "odwalić". Rozum podpowiadał mi żebym ubrała t-shirt i jeansy, w końcu cały wieczór miałam skakać pod sceną. Niestety jak to zwykle bywa serce zwycięża nad rozumem. Tak więc chwilę przed czasem byłam już gotowa do wyjścia w mojej ulubionej sukience z kołnierzykiem. Kołnierzyk? Na koncert? Geniusz. Dobrze, że chociaż założyłam wygodne trampki.
- ślicznie wyglądasz- powiedział Jim, po czym obejrzał mnie wzdłuż i wszerz. Uwielbiałam kiedy to robił i nie wynikało to z mojej próżności a raczej z radości jaką mi sprawiał. Zawsze gdy to robił myślał, że niczego nie zauważam choć jego oczy świdrowały mnie jak skaner.
- dzięki, miło cię wreszcie zobacz..- kiedy kończyłam zdanie on zdążył pochwycić mnie w pasie i przysunąć do siebie.  Dotknął palcem mojego policzka, miał zimne dłonie. Poczułam dreszcz, wtedy złapał mnie jeszcze mocniej a ja zdałam sobie sprawę, że zaczynam się czerwienić. Nie czekając długo pierwsza przysunęłam wargi do jego ust. Teraz poczułam przyjemne ciepło, które od jakiegoś czasu było najprzyjemniejszym ciepłem jakiego doznawałam. Kiedy odsunęliśmy się od siebie spojrzałam na zegarek.
- o matko uciekł nam autobus. Nie ma mowy żebyśmy stąd doszli tam na czas!
- spokojnie, ja coś wymyślę.- po czym odszedł aby po chwili przyjechać miętowym kabrioletem.
- t-to twoje?- zapytałam nie odrywając wzroku od błyszczącej karoserii.
- tak jakby. Dziś jest moje, nasze.- dokończył puszczając mi oczko.-wsiadasz, mamy jeszcze trochę czasu, to co, mała wycieczka krajoznawcza?-zapytał unosząc brew
- no ba!
I ruszyliśmy. W tym czasie zdążyłam zobaczyć niewiele, ale teraz naprawdę nie było to ważne. Kiedy dojechaliśmy na miejsce w pobliżu Rebel Pub kręciło się już sporo ludzi, choć informacja o Muse była słabo rozpowszechniona.
Weszliśmy do środka, panował lekki zaduch, powietrze pachniało papierosami i tanią whiskey. James stanął daleko od sceny, ja nie zważając na niego starałam się przecisnąć jak najbliżej. Nagle światła zgasły a na malutką scenę weszli Oni. Co to był za koncert! Same największe hity. Skakałam jak opętana. Przed ostatnim bisem zrobiło się cicho, zaczęłam rozglądać się za Jamesem, ale on jakby wyparował. Zaczynałam się martwić. Ale chłopcy nie zwalniali tempa ostatnią piosenką było Bliss, które po raz pierwszy usłyszałam w wersji 8- minutowej. "We're love you! Cheers!"- ostatnie słowa Dominica. Po nich stało się to co przeczuwałam od początku- rozdawanie autografów. Pamiętałam o słowach Jima, ale pokusa była tak wielka! Jednak zrezygnowałam, chciałam iść poszukać mojej zguby, było mi wstyd, że zostawiłam go samego. Kierowałam się już do wyjścia, gdy nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- hej! Zatrzymaj się!- krzyczał nieznajomy
Zignorowałam go, ale po chwili złapał mnie za nadgarstek. Byłam przestraszona, ale odwróciłam się żeby go wyzwać, po raz kolejny w tym tygodniu doznałam szoku, byłam pełna podziwu, że moje serce nadal to znosiło. To był on. Ten jedyny, we własnej osobie- Matt Bellamy- teraz byłam tego pewna. Na wszelki wypadek jednak spojrzałam na ubranie, to samo miał na sobie podczas występu. Przez chwilę patrzyłam się w dal jakbym żyła w swoim świcie, on jednak pomachał mi ręką przed oczami i powiedział:
- hej, jesteś tu. Heh, jesteś o wiele ładniejsza niż on mi opowiadał, szczęściarz- dodał puszczając oczko
- aa.. ja dzięki w sumie ty, dzięki..
- eej, wszystko ok? Myślałam, że zdążysz się do tego przyzwyczaić-dodał uśmiechając się
- ja do czego ja mam.. Chwila, do czego mam się przyzwyczaić, o co panu..Matt..tobie chodzi?
- Alice, przecież ty..
- skąd znasz moje imię?!- mówiłam już prawie histerycznym głosem
- no on mi powiedział, chciałem wiedzieć..
- jaki ON do cholery?!- krzyknęłam tak głośno, że zauważyli nas fani i zaczęli oblegać Matta. Wśród nich nalazł się także James. Podbiegł szybko.
- chodźmy stąd, teraz- James złapał mnie za pas i zaczął ciągnąć do wyjścia. W ostatniej chwili zdołałam usłyszeć słowa Matta:
-  dlaczego idziecie? Jim, powiedziałem coś nie tak?
- tato, ja...-wtedy James spojrzał na mnie. Musiałam w tym momencie wyglądać bardzo źle, bo nawet fani krzyczący o autografy i zdjęcia ucichli. Czy aby na pewno dobrze usłyszałam? Ziemia zaczęła osuwać mi się pod nogami, świat zaczął obracać się w szybkim tempie. Poczułam zimno podłogi. Zemdlałam.

sobota, 20 kwietnia 2013

IV- Kim on jest?

Nadszedł ten dzień, wreszcie miałam wyjść ze szpitala. Jednak nie to dawało mi największą radość. Dziś po raz pierwszy miałam ujrzeć Jamesa i powiedzieć mu, co do niego czuję. Byłam tak podekscytowana, że obudziłam się przed świtem. Po raz pierwszy poprosiłam dziś kumpelę aby po powrocie od okulisty namalowała mi moje ukochane kocie kreski. Musiałam wyglądać dobrze. Co nie zmieniało faktu, że przecież on już widział jak wyglądam bez makijażu i taką mnie całował. Cóż, ja jednak jestem uparta. Po śniadaniu zabrali mnie do sali zabiegowej, miałam mieć przemywane oczy. Nie mogłam już się doczekać. Lekarz polał mi czymś oczy-czytaj twarz- i po chwili wszystko ukazało się bardzo wyraźne. Na początku trochę mnie raziło, ale zaraz wstałam i zaczęłam podziwiać wszystko naokoło mnie. Podziękowałam lekarzowi i wybiegłam na korytarz, nagle zauważyłam na jego końcu kogoś kto nie miał prawa tu być. Zaprzeczałam sobie w myślach ze sto razy a następne trzydzieści razy uszczypnęłam się w ramię, szybko schowałam się do łazienki. Czy to na prawdę był Matt Bellamy?
- nie to niemożliwe- powtórzyłam cicho
Po chwili rozmyślań za i przeciw wiedziałam, że muszę tam wyjść, no przecież taka okazja się nie powtórzy! Spojrzałam w lustro- wyglądałam nadzwyczaj dobrze. 'Dajesz!' pomyślałam. Wychyliłam się i znów zobaczyłam smukłą postać- to na pewno był on. Podeszłam bliżej już praktycznie mogłam go dotknąć. W tym momencie odwrócił się a ja zamarłam. Tak, owszem to był Matt, ale wyglądał jakby stracił jakieś 15 lat!
Znów miał te swoje czarne włosy, kompletny brak zarostu i jeśli dobrze się przypatrzyłam ujęło mu z 10 kilo, był chudy jak patyk. Jednak wbrew pozorom nie to było najdziwniejsze. Po chwili uśmiechnął się, przytulił mnie i odezwał się głosem Jima:
- cześć, co się stało? Aż tak odbiegam od twojego wyobrażenia? -powiedział uśmiechając się
- n-nie, ale ty...ty jesteś..to ty Jim?
- no ja a kto?
- wiesz nie chcę żebyś myślał, że jestem jakąś szajbuską, ale troszkę przypominasz mi..
- no wiem, to.. ja to często słyszę, Matt tak? eh bałem się takiej reakcji.
- nie no co ty to jest tylko mały szok, jakoś przywyknę, ale jak to tak samo, jesteście jak bliźniaki
- taa.. zbieg okoliczności. Wiesz, że każdy człowiek na świecie ma swojego sobowtóra? Błąd genetyczny naszej rasy. Ale aż tak cię to przeraża?
- w życiu, tylko od razu pomyślałam, że moje palce jednak mnie trochę zawodzą
- hahaha, powiem ci, że to było bardzo przyjemne doświadczenie
- no ja myślę!
Poszliśmy do mojej sali. Usiadłam na łóżku i bacznie przyglądałam się Jamesowi. Składał moje rzeczy bardzo starannie, za chwilę miał przyjechać mój brat, mieliśmy kilka minut dla siebie. Po spakowaniu się zeszliśmy do poczekalni, my nie mogliśmy odebrać moich dokumentów. Długo milczeliśmy, Jim ciągle trzymał moją dłoń jakby bał się, że ucieknę.
- to co pojutrze idziemy do Rebel Pub? Kupiłeś bilety?- przerwałam milczenie
- yyy tak, ale może jednak wybierzemy  inne miejsce, widzę że nie jesteś jeszcze w pełni sił?
- pieprzysz! idziemy na ten koncert i nic nas nie powstrzyma. Ok nie będę biegła po autografy wychodzimy od razu po występie, jak chcesz
- to, to dobrze, przepraszam, jeszcze zdobędę dla ciebie ten autograf. Przysięgam.
W tym momencie wszedł mój brat, tak zdecydowanie nic się nie zmienił. Wyszliśmy ze szpitala sami, tylko ja i  Jim, musiałam się pożegnać, bo miałam go zobaczyć dopiero za dwa dni. Przyciągnął mnie do siebie, jak to miał w zwyczaju i znowu wplótł palce w moje włosy. Całując go po raz drugi miałam mieszane uczucia. Nadal czułam rumieńce na twarzy, ale było tak jakbym całowała kogoś zupełnie innego. Ale czy miało to aż takie znaczenie, przecież nadal kochałam tego samego chłopaka, który słuchał ze mną muzyki całą noc i opowiadał mi historie, które spokojnie można by było zekranizować. To był ten sam James, zdecydowanie ten sam. Będę musiała przywyknąć, że wyglądał jak koleś, którym zachwycam się od jakiś 5 lat. Wiem, że to nie wróży dobrze, ale jakoś nie płaczę.


Tak mógłby wyglądać James. Cóż,  już to było powiedziane "jak bliźniaki" :)

III- Wszystko zaczyna się układać

Dziś zdjęli mi opatrunek, widzę już lekkie zarysy i kolory. Lekarze mówią, że po jakiś dwóch tygodniach zostanę 'przemyta' cokolwiek to znaczy i wrócę do normalności, wtedy opuszczę szpital. Teraz non stop zakraplam oczy, to jedyne co jest nieprzyjemne. Na szczęście mogę już chodzić, bo kontury pozwalają mi cokolwiek rozróżniać.
Od rana, czyli od momentu zdjęcia opaski siedziałam na łóżku i majtałam bezcelowo nogami, wreszcie je 'widziałam'. W tym momencie ktoś wszedł do sali. Zamknął  drzwi i stanął przede mną. Zauważyłam postać, która ledwo ukazywała swe kontury. Ten ktoś musiał być bardzo szczupły. Uklęknął przy mnie i złapał mnie za ręce. Teraz byłam pewna, że to Jim.
- cześć- powiedział ściskając moje dłonie- przepraszam, że to zrobiłem
W tym momencie do oczu napłynęły mi łzy.
- dlaczego nie przychodziłeś?
- musiałem to przemyśleć..
- ale co? nic mi to nie mówi, dlaczego tak się zdenerwowałeś? Jeśli nie chciałeś tam iść trzeba było nie zaczynać tematu.
- wiem, ale ja bardzo chcę cię tam zabrać tylko nie wiem czy dobrym pomysłem jest przepychanie się przez psychofanów tylko po to żeby dostać podpis na jakimś świstku
- dalej nie rozumiem kogo ty nie chciałeś tam spotkać?
- to nie jest tak, to.. hmm, bo tam pracuje moja była dziewczyna, ja zupełnie o tym zapomniałem. No wiesz..
I choć wiedziałam, że kłamie nie chciałam być dociekliwa, z pewnością coś ukrywał, ale ja nie mogłam od niego wymagać aby mówił mi wszystko.
-tak, wiem. Wystarczyło powiedzieć, zrozumiałabym.
-  ale zabiorę cię tam, nie możemy tego przegapić, tylko wiesz wyjdziemy przed rozdawaniem autografów. Wtedy otwierają bar i możemy spotkać.. ją.. Widzę, że zdjęli ci opatrunek?
- tak jeszcze tylko dwa tygodnie. Powiedzieli, że z dnia na dzień będę widzieć coraz wyraźniej a ostatniego dnia coś mi przemyją i nareszcie wrócę do formy, już teraz dostrzegam kontury.
-  to cudownie! I co widzisz mnie?
- no jeszcze nie do końca, ale..
- ok, to spróbuj mnie opisać
- ale jak ja na prawdę słabo widzę?
- no dobra możesz hmm używać rąk?
Nie wiedzieć czemu nagle zrobiło mi się ciepło, czułam że na twarz wstępują mi rumieńce, ale ukrywałam zawstydzenie w końcu nie jestem już dzieckiem.
- n-no dobrze..
Zaczęłam od głowy wplotłam palce w jego włosy, były cudownie miękkie i na tyle długie, że mogłam przeczesać je jak swoją grzywkę.
- włosy ni długie ni krótkie, ale kolor? Stawiam na brąz
- błąd-czarne, ale dobrze słucham dalej
Potem przeszłam do twarzy, czytałam z niej jak niewidomy pismo brajla. Informowałam go o każdej nowej rzeczy jaką udało mi się odkryć. Gładka twarz, troszkę wydatny podbródek i nos, widoczne kości policzkowe. W myślach układał mi się w całość, idealną całość. Nagle złapał mnie za dłoń.
- co robisz?- zapytałam cicho
On zignorował moje pytanie, przysunął mnie do siebie i wplótł palce w moje włosy. Poczułam jego oddech na ustach. Nie mogłam, a może nie chciałam się poruszyć. Pomyślałam, że muszę coś zrobić, bo może pomyśleć, że tego nie chcę. Więc też wyciągnęłam do nie rękę i złapałam go za szyję. Przybliżyłam się i po chwili  już się całowaliśmy. Było tak cudownie, że nawet nie myślałam o tym, że możemy przerwać. To na to czekałam od prawie dwóch miesięcy od kiedy go poznałam. Zapomniałam o wszystkim liczyliśmy się tylko my, wiedziałam że to on będzie moją drugą połówką, które wreszcie wypełni pustkę która towarzyszyła mi od dłuższego czasu.
Kiedy usłyszałam kroki, oderwaliśmy się od siebie. To była pielęgniarka.
- Dobra, proszę już wyjść,opuścić pacjentkę, ona musi odpocząć. Możesz przyjść jutro.
- A może by tak, może pozwoli pani..?
- nie ma mowy wyjdź stąd! Przykro mi, ale takie są przepisy.
Wtedy żałowałam, że to nie był ten typ pielęgniarki, który udałoby się przekupić paczką ciastek. Czekała do momentu aż Jim wyjdzie. Kiedy zostałam sama, weszłam do łóżka, zgasiłam światło i długo myślałam o tym co się stało. Na samą myśl cieszyłam się jak dziecko i dostawałam rumieńców. Właśnie tak na mnie działał, nie umiałam kontrolować emocji. Musiałam mu powiedzieć co do niego czuję, najlepszym momentem mógł być dzień opuszczenia szpitala.'Tak, powiem mu to prosto w oczy, muszę go wiedzieć'. Ta myśl zaprzątała moją głowę przez kolejne dni.