Translate

sobota, 27 kwietnia 2013

VI-Pierwsza miłość Matta

Obudziłam się w łóżku, byłam po czubek nosa przykryta ciepłą, pachnącą pościelą. Rozejrzałam się po pokoju, spokojnie można by powiedzieć, że mieszka tu królowa. W tym przypadku nie było to przesadą, czerwone lśniące zasłony, tkane dywany, eleganckie białe meble i to łóżko z wielkim baldachimem. Naprawdę, obok mnie mogła położyć się Elżbieta II. Zobaczyłam, że mam na sobie czarny, atłasowy szlafrok. Był założony na moja sukienkę, ale prezentował się sto razy lepiej niż ona. Nagle do pokoju wszedł Jim i wtedy wszystko sobie przypomniałam. Usiadł na krańcu łóżka, lekko mnie popchnął abym się położyła i pocałował mnie w czoło.
-co to miało być?!- krzyknęłam
-spokojnie, nie możesz się denerwować. Lekarze mówią, że musisz leż..
-mam w dupie lekarzy! Co ty sobie wyobrażasz? Kim ja jestem, kukiełką, lalką do zabawy, że można mnie okłamywać i manipulować mną?!- byłam rozhisteryzowana, chciałam wstać i dać mu w twarz
- błagam, usiądź, ja ci wszystko wyjaśnię, chcę tylko..
- nie, mów teraz, ja czekam!
-tak Matt jest moim ojcem wiem nie powinienem był..
-nie, od początku, błagam- uspokoiłam sie trochę. James połozył się obok mnie i objął mnie ramieniem, następnie zaczął swoja opowieść
-  Więc, wszystko zaczęło się w Teignmouth. Kiedy mój ojciec miał 14 lat do miasteczka przeprowadziła się  Ann. Ona miała 15 lat, od razu przypadli sobie do gustu. On grywał na gitarze ona kochała pisać wiersze. Często razem tworzyli piosenki. Byli nierozłączni. Ojciec założył zespół, to były początki,a jak wiadomo one są najtrudniejsze. Pewnego dnia pojechali razem pod namiot nad jezioro. Przeżyli wspaniałe chwile jak mówiła matka najlepsze w jej życiu, ale trzeba było powrócić do rzeczywistości. Mówiła, że ojciec proponował jej aby uciekli, mogliby podróżować po całym świecie przez całe życie, wiedziała jednak że wtedy zostawiłby zespół i wszystkich przyjaciół. Okazało się jednak, że mama wraca z wyjazdu jak mawiała "nie tylko z cudownymi chwilami"-tu uśmiechnął się do mnie i puścił oczko, ja zrozumiałam aluzję- no tak, byli młodzi, matka miała zaledwie 18 lat ojciec 17. On zaczynał karierę, wyjazdy, koncerty, płyty. Dziecko zaprzepaściłoby jego marzenia. Matka podjęła decyzję, że ucieknie i zostawi miłość swojego życia dla jego dobra. Matt miał wyjeżdżać do innego miasta, szukał mamy przez miesiąc, zrezygnował z wyjazdu i nie chciał dalej grać. Potem dostał list: "przykro mi, nie jesteśmy stworzeni dla siebie, kocham innego ~ Ann". Ojciec kompletnie się załamał. Chciał o niej zapomnieć, ale nie umiał. Po kolejnych ośmiu miesiącach ja przyszedłem na świat. Wychowywałem się bez taty, matka nigdy nie spotkała lepszego mężczyzny, albo może po prostu nie chciała? Przez całe dzieciństwo mówiła mi że mam wspaniałego tatę, tatę superbohatera, który jest potrzebny innym, ale mnie kocha najbardziej. Po siedemnastu latach, w ubiegłym roku mama zmarła. Wada serca, nie do wyleczenia. Wtedy po blisko 18 latach nienawiści do ojca, który mnie zostawił, znalazłem listy, cały wór listów od niego. On dobrze wiedział, że mama jest w ciąży. Wysyłał je pod stary adres a stamtąd wysyłała je do nas babcia. Pisał w nich jak bardzo kocha Ann, jak bardzo chcę zobaczyć mnie i uściskać nas oboje. Że będzie pomagał nam i dawał nam co potrzeba. Wszystkie prezenty były od niego. Pierwszy wózek, pierwszy rower, łózko piętrowe. Rozpieszczał mnie a ja nawet o tym nie wiedziałem. Matka starała się chronić mnie, ja jednak musiałem się z nim spotkać. To on mnie znalazł.  Rok temu po pogrzebie mamy dostałem bilet lotniczy do Włoch. Tam 'poznałem' ojca. Tydzień łowiliśmy ryby, pływaliśmy, leżeliśmy na plaży i oczywiście rozmawialiśmy. Wtedy dowiedziałem się, że gość którego słucham codziennie, na którego koncert mógłbym pójść na koniec świata to mój ojciec. Od roku mieszkam z nim, jego synem i narzeczoną.
To wszystko, przepraszam wiem wcześniej powinienem to powiedzieć, ale  ludzie traktują mnie inaczej. Ty polubiłaś mnie nie wiedząc kim jestem i czyim jestem synem. Wiem to jest tak jakbym chciał cię sprawdzić, ale uwierz mi jakbyś była na moim miejscu z tymi genami i taką twarzą tez byś tak zrobiła.
-...boże, wybacz mi, ja nie powinnam krzyczeć, ale to podobieństwo, wybacz mi moją reakcje
-wiem,kiedy byłem dzieckiem mama zawsze mówiła mi że w środku jestem jak ona, ale wyglądam jak mały tatuś, im stawałem się starszy tym bardziej go przypominałem. Przez pewien czas nosiłem okulary i raczej późno zaczęto mnie porównywać do Matta.
- mieszkasz tutaj z nim i..
- jego narzeczoną Kate i synem, ślicznym małym Bingiem
- mogę ich poznać?
-wiesz dziś nie są sami, trochę osób jest w pokoju, czekają na ciebie
-na mnie?
-no tak, jesteś moją dziewczyną, są bardzo ciekawi jaka jesteś, no dobra chwila rozmowy nie zaszkodzi- po czym wziął mnie na ręce i wyniósł z pięknej sypialni Jak się okazało dom był ogromny. Zanim dotarliśmy do wielkich drzwi od salonu przeszliśmy, a raczej Jim przeszedł, co najmniej dwa kilometry. Czego mogłam się spodziewać po tej rodzinie i kogo miałam jeszcze spotkać?

wtorek, 23 kwietnia 2013

V- Tatuś

To były dwa długie dni. Spędziłam je przed telewizorem, pozostały czas wykorzystałam na spanie. Już taka byłam, leniwce przy mnie wysiadają. Ale jeśli chodzi o koncerty to nigdy nie odmawiałam. Moje podekscytowanie potęgował fakt iż w tym małym, ciasnym klubiku miałam szansę na zobaczenie Muse. Cóż, rzeczywiście można nazwać mnie muserką. Kiedy słyszę choćby pierwsze nuty ich piosenek, kolana same mi się uginają- nic na to nie poradzę.
W piątek znowu obudziłam się po 12. Z Jimem umówiłam się godzinę przed koncertem o siódmej. Postanowiłam trochę się przygotować w końcu byłam już w pełni sił, wypadało się "odwalić". Rozum podpowiadał mi żebym ubrała t-shirt i jeansy, w końcu cały wieczór miałam skakać pod sceną. Niestety jak to zwykle bywa serce zwycięża nad rozumem. Tak więc chwilę przed czasem byłam już gotowa do wyjścia w mojej ulubionej sukience z kołnierzykiem. Kołnierzyk? Na koncert? Geniusz. Dobrze, że chociaż założyłam wygodne trampki.
- ślicznie wyglądasz- powiedział Jim, po czym obejrzał mnie wzdłuż i wszerz. Uwielbiałam kiedy to robił i nie wynikało to z mojej próżności a raczej z radości jaką mi sprawiał. Zawsze gdy to robił myślał, że niczego nie zauważam choć jego oczy świdrowały mnie jak skaner.
- dzięki, miło cię wreszcie zobacz..- kiedy kończyłam zdanie on zdążył pochwycić mnie w pasie i przysunąć do siebie.  Dotknął palcem mojego policzka, miał zimne dłonie. Poczułam dreszcz, wtedy złapał mnie jeszcze mocniej a ja zdałam sobie sprawę, że zaczynam się czerwienić. Nie czekając długo pierwsza przysunęłam wargi do jego ust. Teraz poczułam przyjemne ciepło, które od jakiegoś czasu było najprzyjemniejszym ciepłem jakiego doznawałam. Kiedy odsunęliśmy się od siebie spojrzałam na zegarek.
- o matko uciekł nam autobus. Nie ma mowy żebyśmy stąd doszli tam na czas!
- spokojnie, ja coś wymyślę.- po czym odszedł aby po chwili przyjechać miętowym kabrioletem.
- t-to twoje?- zapytałam nie odrywając wzroku od błyszczącej karoserii.
- tak jakby. Dziś jest moje, nasze.- dokończył puszczając mi oczko.-wsiadasz, mamy jeszcze trochę czasu, to co, mała wycieczka krajoznawcza?-zapytał unosząc brew
- no ba!
I ruszyliśmy. W tym czasie zdążyłam zobaczyć niewiele, ale teraz naprawdę nie było to ważne. Kiedy dojechaliśmy na miejsce w pobliżu Rebel Pub kręciło się już sporo ludzi, choć informacja o Muse była słabo rozpowszechniona.
Weszliśmy do środka, panował lekki zaduch, powietrze pachniało papierosami i tanią whiskey. James stanął daleko od sceny, ja nie zważając na niego starałam się przecisnąć jak najbliżej. Nagle światła zgasły a na malutką scenę weszli Oni. Co to był za koncert! Same największe hity. Skakałam jak opętana. Przed ostatnim bisem zrobiło się cicho, zaczęłam rozglądać się za Jamesem, ale on jakby wyparował. Zaczynałam się martwić. Ale chłopcy nie zwalniali tempa ostatnią piosenką było Bliss, które po raz pierwszy usłyszałam w wersji 8- minutowej. "We're love you! Cheers!"- ostatnie słowa Dominica. Po nich stało się to co przeczuwałam od początku- rozdawanie autografów. Pamiętałam o słowach Jima, ale pokusa była tak wielka! Jednak zrezygnowałam, chciałam iść poszukać mojej zguby, było mi wstyd, że zostawiłam go samego. Kierowałam się już do wyjścia, gdy nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła.
- hej! Zatrzymaj się!- krzyczał nieznajomy
Zignorowałam go, ale po chwili złapał mnie za nadgarstek. Byłam przestraszona, ale odwróciłam się żeby go wyzwać, po raz kolejny w tym tygodniu doznałam szoku, byłam pełna podziwu, że moje serce nadal to znosiło. To był on. Ten jedyny, we własnej osobie- Matt Bellamy- teraz byłam tego pewna. Na wszelki wypadek jednak spojrzałam na ubranie, to samo miał na sobie podczas występu. Przez chwilę patrzyłam się w dal jakbym żyła w swoim świcie, on jednak pomachał mi ręką przed oczami i powiedział:
- hej, jesteś tu. Heh, jesteś o wiele ładniejsza niż on mi opowiadał, szczęściarz- dodał puszczając oczko
- aa.. ja dzięki w sumie ty, dzięki..
- eej, wszystko ok? Myślałam, że zdążysz się do tego przyzwyczaić-dodał uśmiechając się
- ja do czego ja mam.. Chwila, do czego mam się przyzwyczaić, o co panu..Matt..tobie chodzi?
- Alice, przecież ty..
- skąd znasz moje imię?!- mówiłam już prawie histerycznym głosem
- no on mi powiedział, chciałem wiedzieć..
- jaki ON do cholery?!- krzyknęłam tak głośno, że zauważyli nas fani i zaczęli oblegać Matta. Wśród nich nalazł się także James. Podbiegł szybko.
- chodźmy stąd, teraz- James złapał mnie za pas i zaczął ciągnąć do wyjścia. W ostatniej chwili zdołałam usłyszeć słowa Matta:
-  dlaczego idziecie? Jim, powiedziałem coś nie tak?
- tato, ja...-wtedy James spojrzał na mnie. Musiałam w tym momencie wyglądać bardzo źle, bo nawet fani krzyczący o autografy i zdjęcia ucichli. Czy aby na pewno dobrze usłyszałam? Ziemia zaczęła osuwać mi się pod nogami, świat zaczął obracać się w szybkim tempie. Poczułam zimno podłogi. Zemdlałam.

sobota, 20 kwietnia 2013

IV- Kim on jest?

Nadszedł ten dzień, wreszcie miałam wyjść ze szpitala. Jednak nie to dawało mi największą radość. Dziś po raz pierwszy miałam ujrzeć Jamesa i powiedzieć mu, co do niego czuję. Byłam tak podekscytowana, że obudziłam się przed świtem. Po raz pierwszy poprosiłam dziś kumpelę aby po powrocie od okulisty namalowała mi moje ukochane kocie kreski. Musiałam wyglądać dobrze. Co nie zmieniało faktu, że przecież on już widział jak wyglądam bez makijażu i taką mnie całował. Cóż, ja jednak jestem uparta. Po śniadaniu zabrali mnie do sali zabiegowej, miałam mieć przemywane oczy. Nie mogłam już się doczekać. Lekarz polał mi czymś oczy-czytaj twarz- i po chwili wszystko ukazało się bardzo wyraźne. Na początku trochę mnie raziło, ale zaraz wstałam i zaczęłam podziwiać wszystko naokoło mnie. Podziękowałam lekarzowi i wybiegłam na korytarz, nagle zauważyłam na jego końcu kogoś kto nie miał prawa tu być. Zaprzeczałam sobie w myślach ze sto razy a następne trzydzieści razy uszczypnęłam się w ramię, szybko schowałam się do łazienki. Czy to na prawdę był Matt Bellamy?
- nie to niemożliwe- powtórzyłam cicho
Po chwili rozmyślań za i przeciw wiedziałam, że muszę tam wyjść, no przecież taka okazja się nie powtórzy! Spojrzałam w lustro- wyglądałam nadzwyczaj dobrze. 'Dajesz!' pomyślałam. Wychyliłam się i znów zobaczyłam smukłą postać- to na pewno był on. Podeszłam bliżej już praktycznie mogłam go dotknąć. W tym momencie odwrócił się a ja zamarłam. Tak, owszem to był Matt, ale wyglądał jakby stracił jakieś 15 lat!
Znów miał te swoje czarne włosy, kompletny brak zarostu i jeśli dobrze się przypatrzyłam ujęło mu z 10 kilo, był chudy jak patyk. Jednak wbrew pozorom nie to było najdziwniejsze. Po chwili uśmiechnął się, przytulił mnie i odezwał się głosem Jima:
- cześć, co się stało? Aż tak odbiegam od twojego wyobrażenia? -powiedział uśmiechając się
- n-nie, ale ty...ty jesteś..to ty Jim?
- no ja a kto?
- wiesz nie chcę żebyś myślał, że jestem jakąś szajbuską, ale troszkę przypominasz mi..
- no wiem, to.. ja to często słyszę, Matt tak? eh bałem się takiej reakcji.
- nie no co ty to jest tylko mały szok, jakoś przywyknę, ale jak to tak samo, jesteście jak bliźniaki
- taa.. zbieg okoliczności. Wiesz, że każdy człowiek na świecie ma swojego sobowtóra? Błąd genetyczny naszej rasy. Ale aż tak cię to przeraża?
- w życiu, tylko od razu pomyślałam, że moje palce jednak mnie trochę zawodzą
- hahaha, powiem ci, że to było bardzo przyjemne doświadczenie
- no ja myślę!
Poszliśmy do mojej sali. Usiadłam na łóżku i bacznie przyglądałam się Jamesowi. Składał moje rzeczy bardzo starannie, za chwilę miał przyjechać mój brat, mieliśmy kilka minut dla siebie. Po spakowaniu się zeszliśmy do poczekalni, my nie mogliśmy odebrać moich dokumentów. Długo milczeliśmy, Jim ciągle trzymał moją dłoń jakby bał się, że ucieknę.
- to co pojutrze idziemy do Rebel Pub? Kupiłeś bilety?- przerwałam milczenie
- yyy tak, ale może jednak wybierzemy  inne miejsce, widzę że nie jesteś jeszcze w pełni sił?
- pieprzysz! idziemy na ten koncert i nic nas nie powstrzyma. Ok nie będę biegła po autografy wychodzimy od razu po występie, jak chcesz
- to, to dobrze, przepraszam, jeszcze zdobędę dla ciebie ten autograf. Przysięgam.
W tym momencie wszedł mój brat, tak zdecydowanie nic się nie zmienił. Wyszliśmy ze szpitala sami, tylko ja i  Jim, musiałam się pożegnać, bo miałam go zobaczyć dopiero za dwa dni. Przyciągnął mnie do siebie, jak to miał w zwyczaju i znowu wplótł palce w moje włosy. Całując go po raz drugi miałam mieszane uczucia. Nadal czułam rumieńce na twarzy, ale było tak jakbym całowała kogoś zupełnie innego. Ale czy miało to aż takie znaczenie, przecież nadal kochałam tego samego chłopaka, który słuchał ze mną muzyki całą noc i opowiadał mi historie, które spokojnie można by było zekranizować. To był ten sam James, zdecydowanie ten sam. Będę musiała przywyknąć, że wyglądał jak koleś, którym zachwycam się od jakiś 5 lat. Wiem, że to nie wróży dobrze, ale jakoś nie płaczę.


Tak mógłby wyglądać James. Cóż,  już to było powiedziane "jak bliźniaki" :)

III- Wszystko zaczyna się układać

Dziś zdjęli mi opatrunek, widzę już lekkie zarysy i kolory. Lekarze mówią, że po jakiś dwóch tygodniach zostanę 'przemyta' cokolwiek to znaczy i wrócę do normalności, wtedy opuszczę szpital. Teraz non stop zakraplam oczy, to jedyne co jest nieprzyjemne. Na szczęście mogę już chodzić, bo kontury pozwalają mi cokolwiek rozróżniać.
Od rana, czyli od momentu zdjęcia opaski siedziałam na łóżku i majtałam bezcelowo nogami, wreszcie je 'widziałam'. W tym momencie ktoś wszedł do sali. Zamknął  drzwi i stanął przede mną. Zauważyłam postać, która ledwo ukazywała swe kontury. Ten ktoś musiał być bardzo szczupły. Uklęknął przy mnie i złapał mnie za ręce. Teraz byłam pewna, że to Jim.
- cześć- powiedział ściskając moje dłonie- przepraszam, że to zrobiłem
W tym momencie do oczu napłynęły mi łzy.
- dlaczego nie przychodziłeś?
- musiałem to przemyśleć..
- ale co? nic mi to nie mówi, dlaczego tak się zdenerwowałeś? Jeśli nie chciałeś tam iść trzeba było nie zaczynać tematu.
- wiem, ale ja bardzo chcę cię tam zabrać tylko nie wiem czy dobrym pomysłem jest przepychanie się przez psychofanów tylko po to żeby dostać podpis na jakimś świstku
- dalej nie rozumiem kogo ty nie chciałeś tam spotkać?
- to nie jest tak, to.. hmm, bo tam pracuje moja była dziewczyna, ja zupełnie o tym zapomniałem. No wiesz..
I choć wiedziałam, że kłamie nie chciałam być dociekliwa, z pewnością coś ukrywał, ale ja nie mogłam od niego wymagać aby mówił mi wszystko.
-tak, wiem. Wystarczyło powiedzieć, zrozumiałabym.
-  ale zabiorę cię tam, nie możemy tego przegapić, tylko wiesz wyjdziemy przed rozdawaniem autografów. Wtedy otwierają bar i możemy spotkać.. ją.. Widzę, że zdjęli ci opatrunek?
- tak jeszcze tylko dwa tygodnie. Powiedzieli, że z dnia na dzień będę widzieć coraz wyraźniej a ostatniego dnia coś mi przemyją i nareszcie wrócę do formy, już teraz dostrzegam kontury.
-  to cudownie! I co widzisz mnie?
- no jeszcze nie do końca, ale..
- ok, to spróbuj mnie opisać
- ale jak ja na prawdę słabo widzę?
- no dobra możesz hmm używać rąk?
Nie wiedzieć czemu nagle zrobiło mi się ciepło, czułam że na twarz wstępują mi rumieńce, ale ukrywałam zawstydzenie w końcu nie jestem już dzieckiem.
- n-no dobrze..
Zaczęłam od głowy wplotłam palce w jego włosy, były cudownie miękkie i na tyle długie, że mogłam przeczesać je jak swoją grzywkę.
- włosy ni długie ni krótkie, ale kolor? Stawiam na brąz
- błąd-czarne, ale dobrze słucham dalej
Potem przeszłam do twarzy, czytałam z niej jak niewidomy pismo brajla. Informowałam go o każdej nowej rzeczy jaką udało mi się odkryć. Gładka twarz, troszkę wydatny podbródek i nos, widoczne kości policzkowe. W myślach układał mi się w całość, idealną całość. Nagle złapał mnie za dłoń.
- co robisz?- zapytałam cicho
On zignorował moje pytanie, przysunął mnie do siebie i wplótł palce w moje włosy. Poczułam jego oddech na ustach. Nie mogłam, a może nie chciałam się poruszyć. Pomyślałam, że muszę coś zrobić, bo może pomyśleć, że tego nie chcę. Więc też wyciągnęłam do nie rękę i złapałam go za szyję. Przybliżyłam się i po chwili  już się całowaliśmy. Było tak cudownie, że nawet nie myślałam o tym, że możemy przerwać. To na to czekałam od prawie dwóch miesięcy od kiedy go poznałam. Zapomniałam o wszystkim liczyliśmy się tylko my, wiedziałam że to on będzie moją drugą połówką, które wreszcie wypełni pustkę która towarzyszyła mi od dłuższego czasu.
Kiedy usłyszałam kroki, oderwaliśmy się od siebie. To była pielęgniarka.
- Dobra, proszę już wyjść,opuścić pacjentkę, ona musi odpocząć. Możesz przyjść jutro.
- A może by tak, może pozwoli pani..?
- nie ma mowy wyjdź stąd! Przykro mi, ale takie są przepisy.
Wtedy żałowałam, że to nie był ten typ pielęgniarki, który udałoby się przekupić paczką ciastek. Czekała do momentu aż Jim wyjdzie. Kiedy zostałam sama, weszłam do łóżka, zgasiłam światło i długo myślałam o tym co się stało. Na samą myśl cieszyłam się jak dziecko i dostawałam rumieńców. Właśnie tak na mnie działał, nie umiałam kontrolować emocji. Musiałam mu powiedzieć co do niego czuję, najlepszym momentem mógł być dzień opuszczenia szpitala.'Tak, powiem mu to prosto w oczy, muszę go wiedzieć'. Ta myśl zaprzątała moją głowę przez kolejne dni.

II- Dziwna rozmowa

Obudziłam się wcześnie, było jeszcze dość ciemno. Powoli przyzwyczajałam się do szpitalnej rutyny. Byłam tu już od miesiąca. I choć nie doświadczałam zabiegów czy nieprzyjemnych kuracji to gdyby nie Jim nie zastanawiałabym się długo nad ucieczką. Oprócz brata, który zaglądał kiedy mógł, ciągle był przy mnie James. Kiedy udało mu się przekupić pielęgniarki zostawał ze mną całą noc. Rodzice musieli wyjechać, praca w szkole jest wymagająca szczególnie przed wakacjami. Brat zatrudnił się w małym pubie. Wynajęliśmy mieszkanie, w końcu mieliśmy tu zostać jeszcze przez cztery miesiące. Jim miał mi towarzyszyć po wyjściu ze szpitala, ponoć dobrze znał Londyn, ale poznałam go już trochę, mógł się po prostu chwalić. Z dnia na dzień rozumieliśmy się coraz lepiej. Byliśmy bardzo podobni, lubiliśmy tę samą muzykę i filmy, gdyby nie potrzeba snu i złośliwość niektórych pielęgniarek  rozmawialibyśmy 24 godziny na dobę, bo tematy do rozmów po prostu się nie kończyły.
Dochodziła piąta po południu, leżeliśmy na złączonym łóżku. Od pewnego czasu nie traktowaliśmy siebie tylko jako znajomych czy nawet przyjaciół, byliśmy dla siebie kimś więcej i choć nigdy go nie zobaczyłam czułam, że na pewno jest w moim typie. Na każdym kroku powtarzał mi, że jestem śliczna by chwilę później mnie wyśmiać. Odpowiadał mi pod każdym względem. Potrafił powiedzieć mi wszystko, dziś jednak nie zrozumiałam jego intencji, coś przede mną ukrywał.
- to co najpierw mi pokażesz? Już nie mogę się doczekać kiedy stąd wyjdę.
- cóż, nie wiem na czym ci zależy. Co powiesz na Rebel Pub? Myślę, że to dobry początek? Nigdy tam nie byłem, ale słyszałem, że to dobre miejsce. Są przecieki, wie o tym niewiele osób, że jako gwiazda wieczoru ma zagrać Muse.
- wiesz gdzie to jest?! o matko! Taki mały klub, na pewno będą rozdawać autografy. Sprawdzimy to, nie?
- cco? hmm nie, może jednak inne miejsce, tam będzie dużo ludzi, wiesz głowa przy głowie,  po szpitalu nie powinnaś się przemęczać, nie pomyślałem o tym..
-chyba żartujesz!? ty, który przy 'Bliss' o mało co nie ściągnąłeś mnie z łóżka żeby zatańczyć? nie możemy przegapić takiej okazji!
- wiesz to nie jest pewne, narobimy sobie nadziei a potem..
-skończ, idziemy i tyle!
- to nie jest dobry pomysł
-ale przed chwilą..?
-ale przed chwilą nie pomyślałem o konsekwencjach, powinnaś bywać teraz w spokojnych miejscach
- nie, ty zacząłeś się wycofywać jak powiedziałam o autografach. O co chodzi? Przecież chciałeś iść?
- yy nie to nie tak, bo ja po prostu..ja uważam, że ...nie pomyślałem...nie możemy ich spotkać..znaczy..
- Jim co się dzieje?
- nic
W tym momencie wyszedł bardzo szybko, nawet się nie pożegnał. Ale czemu? Wiedziałam, że chodziło o te głupie autografy, no ale przecież on też uwielbiał chłopaków? Miałam mętlik w głowie. Rozważałam różne opcje, ale nieśmiałość czy brak znajomości języka były błahe i nieprawdziwe. Żałowałam tego co powiedziałam. Przez następne dwa tygodnie nie przyszedł ani razu. To były okropne momenty, i choć mój brat odwiedzał mnie niemal codziennie nie zastąpił Jamesa. Przez cały ten czas nieustannie zastanawiałam się nad naszą ostatnią rozmową, analizowałam ją i coraz bardziej myślałam o niepewności jaką słyszałam w słowach Jima. 'Nie możemy ich spotkać', ale kogo? Czyżby chodziło mu o Muse?

I- wypadek


Budzik zadzwonił o szóstej. Wyłaczyłam go i zasnęłam na, jak myślałam na początku, pięć minut. Obudziłam się za dwadzieścia siódma. Biegiem się umyłam, ubrałam i zrobiłam ukochane kocie kreski, które nigdy nie były proste. Z krzykami mamy, że na pewno już się spóźniłam, wybiegłam na busa. To nie ja a kierowca spóźnił się 15 minut. I jeszcze ten deszcz, ten dzień nie mógł być udany. Kiedy wsiadłam i zaczeliśmy jechać, zobaczyłam starego kumpla z gimnazjum. Rozmowa o wycieczkach i imprezach zajęła nam całą drogę. Dojechałam do swojego przystanku. 
Pierwsza lekcja: historia. Poszłam do ostatniej ławki, tylko tam mogłam na spokojnie oddać się muzyce. Nie potrafiłam dłużej słuchać jak moja nauczycielka wciska nam do głów swoje lewackie poglądy. Włączyłam mp3 popatrzyłam przez okno i od razu pomyślałam o Hyper Chondriac Music. Dzień minął szybko, kiedy odbierałam kurtkę z szatni poczułam, że ktoś mi się przygląda. Szybko wybiegłam ze szkoły na przystanek. Spojrzałam na zegarek, miałam pół godziny. Teraz dopiero obejrzałam się i zobaczyłam te dziewczyny. Każdy ma takie w swojej szkole, księżniczki, uważające się za bóstwa. Ja ich nie wielbiłam, chyba to wyczuły. Ale dziś ich zachowanie było co najmniej dziwne. Po chwili jedna z nich podeszła do mnie i przywitała się. Zapytała mnie do której chodzę klasy i zaprosiła do rozmowy ze swoimi koleżankami. Po chwili myślenia zgodziłam się i poszłyśmy do parku. Gadały o takich głupotach, że zaczełam żałować że tam poszłam. 
- Dobra, ja chyba już pójdę, za chwile ucieknie mi autobus- powidziałam
- Nie ma mowy dopiero zaczynamy!- odpowidziała jedna z nich z histerią w głosie
Nie chciałam się sprzeciwiać to że mnie tolerują to i tak duże wyróżnienie. Nagle jedna z nich wyjęła z torebki małą buteleczkę, odkręciła i zaczęła mi machać przed twarzą. Same opary zwalały z nóg. 
- Po co wam to?- zapytałam 
- Myślisz, że możesz przychodzić do naszej szkoły w środku roku i robić z siebie gwiazdę? Grubo się mylisz! 
Jedna z nich złapała mnie za ręce tak że nie mogłam się poruszać. 
- Zostawcie mnie, ja nic nie robię! 
One nie słuchały, śmiały się i mówiły że jak będę cała zielona to nawet sukienka z ZARY mi nie pomoże. Negle zza pleców usłyszałam znajomy głos, na pomoc przybiegł Patric. Zaczęłam się szarpać, wszyscy krzyczęli i popychali się. I wtedy to się stało. Dziewczyna stonąca obok mnie puściła buteleczkę i cuchnąca ciecz wylała mi się na twarz. 
Obudziłam się. Poczułam, że leżę na łóżku. Starałam się otworzyć oczy, ale było to niemożliwe. 
- gdzie jestem?- zapytałam cicho
- spokojnie, miałaś wypadek. Jedna z twoich koleżanek oblała cię jakimś płynem i podrażniła ci oczy. Na razie zostaniesz w szpitalu.- powiedziała mama chwytając mnie za rękę- niestety przez jakiś czas nie opuścisz tego miejsca,  na razie jakieś dwa miesiące.
Tylko ona kogła mnie uspokoić, ale kiedy przetworzłam informacje o tych dwóch miesiącach łzy same napływały mi do oczu. A co jak ten czas nie wystarczy? Co jak nie odzyskam wzroku? W głowie miałam pustkę. Usłyszałam jak do sali wchodzą mój tato i brat. Nie chciałam rozmawiać, chciałam przemyśleć wszystko co się stało. Zapytałam tylko o jedno:
- mogę zaprosić Patrica? Dzięki niemu nie dostałam tym świństwem po całym ciele.
- raczej to będzie niemożliwe- powiedział mój brat- jesteśmy jakieś 1200 km od domu
- co?!
- jesteśmy w Londynie kochanie, tylko tu mają sprzęt umożliwiający naprawę twojego wzroku- powidziała mama.
- o matko! Londyn? Czemu w takim momencie.
- na razie uczyć się będziesz tutaj, masz załatwione prywatne lekcje, za trzy miesiące są wakacje zdążysz się nacieszyć tym miejscem
Nie wiedziałam co powiedzieć, bo z jednej strony byłam załamana, nie mogłam nawet popatrzeć przez okno a z drugiej zaś byłam w Londynie, co mogłam zrobić, cieszyłam się. Miałam pewne wątpliwości, ale myśl że za dwa miesiące będę chodzić po ulicach stolicy Anglii dadawała mi sił. Rodzina poszła wieczorem, potrafiłam odróżnić noc od dnia, tylko wtedy gdy było słonecznie.
Poczułam, że coś jest pod poduszką to moja stara mp3. Pomyślałam o ostatniej piosence, której słuchałam. Chciałam ją przesłuchać jeszcze raz, ale kiedy próbowałam to zrobić ona spadła mi na ziemię. Wiedziałam, że jej nie podniosę, ale nagle ktoś podszedł do mojego łóżka. Poczułam, że ktoś podnosi moją zgubę, ale nie oddaje mi jej.
- oo dobry gust! - powidział ślicznym angielskim akcentem nieznajomy
- oddawaj to!- nieudolnie próbowałam odebrać mu moją własność
Musiało to wyglądać bardzo zabawanie, bo chłopak zaczął się śmiać.
- dobra, nie oddawaj tylko zostaw mnie w spokoju- powiedziałam  ze łzami w oczach.
- ej no spokojnie przecież możemy posłuchać razem.
Usiadł koło mojego łóżka i włączył muzykę. Na chwile przerwał żeby przedstawić się.
-o przepraszam, zapomniałem o najważniejszym jestem James, albo po prostu Jim. Miło mi. Z urody chyba nie tutejsza?
- jestem Alice, no Alicja po mojemu, jestem z Polski masz racje.ale co tu robisz?
- położyli mnie obok ciebie, bo jesteśmy w podobnym wieku, mam złamany nadgarstek- mały wypadek, no cóż jesteśmy skazani na siebie.
- chyba nie będę narzekać
Po czym zamilkliśmy i słuchaliśmy muzyki jeszcze przez długi czas. Tak minęła mi pierwsza noc w Londynie razem z nowym przyjecielem. Czułam, że to będzie ciekawa znajomość.

Początek

Witam wszystkich. Historia wymyślona przeze mnie jest całkowicie fikcyjna tak jak i postaci oboczne całej opowieści. Każdy jednak kto choć trochę lubi Muse odnajdzie się, w którymś z bohaterów.
-Alice- głowna bohaterka, zapalona Muserka, chodzi do drugiej klasy liceum, całe życie mieszkała na wsi. Niewysoka, brązowooka dziewczyna z nieumiejętnie pomalowanymi włosami( można to nazwać mieszanką brązu i rudego). Nieudolnie szuka drugiej połówki. Nie lubi się wyróżniać, jak większość dziewczyn jest bardzo mało pewna siebie. Jej marzeniem jest zwiedzanie świata, chciałaby w przyszłości mieszkać w Wielkiej Brytanii i zobaczyć Japonię.
Ostatnią informacją jest to jak będę publikować posty, powiem tak, kiedy tylko będzie wolny czas, a w komentarzach zawsze można umieszczać swoje uwagi i pomysły co do przebiegu fabuły.
Cheers!